czwartek, 1 stycznia 2015

Villarica

Villarica to małe, senne miasteczko w samym centrum Paragwaju. Jednak jak sama nazwa wskazuje jest dosyć „bogate” w porównaniu do otaczających je wiosek. Jest tutaj dosyć spory dworzec autobusowy i dziesiątki sklepów z ubraniami (widać "okolice" zjeżdżają się tutaj by poszastać pieniędzmi).

By dostać się do Villarica należy najpierw dojechać do węzła jakim jest Colonel Oviedo i stamtąd lokalnym busem na południe około 45 minut. Droga przez centralny Paragwaj jest zadziwiająco zielona. Lasy i pastwiska z porozrzucanymi tu i ówdzie termitierami. Często też pojawiają się skupiska palm. Całą drogę próbowałem wypatrzyć mrówkojada – jednak przypuszczam, że nawet jeśli zatrzymalibyśmy się na dłużej na takim polu – moje szanse byłyby równie marne. Jest to stosunkowo rzadkie i skryte zwierzę.
Villarica
Katedra w Villarica
Samo miasteczko jest niewielkie i „kompaktowe”. W samym centrum znajduje się Plaza del Armas, Katedra i Uniwersytet. Do dworca autobusowego są dwa kroki. Niedaleko znajduje się większość hoteli i gospód (hotele to zawsze wyższy standard). Choć szaleństw w możliwościach wyboru nie ma - nam udało się dostać naprawdę olbrzymi pokój zdolny pomieścić całą rodzinę w cenie zwykłej dwójki. Duże pokoje poprawiają humor. Szczególnie jeśli mają własny stół obiadowy przy którym można popracować i kominek. Miasteczko jest małe i kompaktowe, za to świetne by trochę odetchnąć w podróży i pospacerować po okolicznych ścieżkach. Wydaje się że wszystkim czas tutaj płynie leniwie. W szczególności mieszkańcom. Jakaś grupka skautów ćwiczy przy katedrze i w ramach rywalizacji zbieraj opadłe z drzewa mango na czas. Kilka pań siedzi na stolikach przed sklepami, jednak wydaje się że wcale nie chce im się niczego sprzedawać. Kurczaki opiekają się na ruszcie a taksówkarze czekają w swoich samochodach na klientów.

Podstawa porannego żywienia


Dworzec autobusowy w Villarica
Jedna z ulic w Villarica
Jeśli chcemy coś przekąsić  - musimy zebrać się wcześnie rano, a już na pewno przed południem. Później wszystko będzie zamknięte i będziemy musieli się nieźle nachodzić, aby trafić jakąś otwartą restaurację. Od południa miasto śpi. Upał nie pozwala na normalne czynności. Za to nocą wszystko zmienia się diametralnie. Nagle otwartych jest po kilka knajpek na każdej ulicy. Na rynku na którym w południe przechadzają się może dwie osoby – teraz jest ich ponad setka. Młodzież i rodziny z dziećmi zbierają się w centrum – rozmawiają, spożywają kolację i piją piwo. Chłopcy krążą w swoich samochodach dookoła centrum słuchając głośnej muzyki próbując zrobić wrażenie na dziewczynach (i chyba im się udaje bo większość samochodów jest pełna). Krążą – bo gdzież by mogli pojechać dalej? Poszukać mrówkojadów na okolicznych łąkach?. Zresztą chodzi jedynie o to żeby się odrobinę wyszaleć. My już po raz kolejny odwiedzamy naszego znajomego z wyśmienitymi „lomito” i siedzimy do późnej nocy przy Plaza del Armas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz