środa, 28 stycznia 2015

Otavalo



Otavalo, niewielka mieścina położona u stóp wulkanu Imbabura słynie z największego w całej Ameryce Południowej targu. Niezliczone ilości tekstyliów, rzeźb, obrazów i wszelkiego rodzaju lokalnych wyrobów czynią z targu zwanego tutaj Plaza de los Ponchos wielogodzinną rozrywkę. Dojechaliśmy tutaj w piątek. Targ nie powalał na kolana ale tylko dlatego, że tak naprawdę rozrasta się on tutaj w soboty. Dziś jedynie wyszliśmy sobie na spokojnie pozwiedzać kramy i zobaczyć co można zakupić. W jednym z nich wypytywali nas czego szukamy – Chupacabry – odpowiadam. Kika mężczyzn zaczęło myśleć. Podobno nie znają tutaj takiego stworzenia. Ale – jeden odpowiedział – znamy Chupahombre. Po czym cała czwórka ryknęła donośnym śmiechem. Kobietom w towarzystwie jednak nie do końca było do śmiechu i z politowaniem patrzyły na rozbawionych partnerów.

Otavalo słynie nie tylko z Plaza de los Ponchos. W sobotę odbywa się tutaj również lokalny targ zwierząt rozsławiony przez jeden z programów National Geographic. Aby zobaczyć najwięcej – należy wstać po piątej i przejść się 2 kilometry od centrum wzdłuż głównej ulicy do sporego placu u podnóża gór.

Świnie osiągały tutaj nadzwyczajne rozmiary.

Nie wszyscy pozwalają fotografować swoje zwierzęta.
 

Targ zwierząt to idealne miejsce by zobaczyć byki i konie w pełnym wzwodzie wskakujące na dopiero co „poznane” przedstawicielki płci pięknej swojego gatunku przyprowadzone przez innych rolników. Kilku innych prowadzi na smyczach olbrzymie, wypasione czarne świnie lub kilka mniejszych. W innej zagrodzie sprzedają kury i świnki morskie bezceremonialnie trzymając jedne i drugie za szyję i pokazując wszystkim przechodniom. Gdzie indziej można zobaczyć nawet kilka lam i olbrzymie puchate królicze kule. Trzeba jednak uważać. Zwierzęta tłoczą się jeden obok drugiego, a nieraz są to olbrzymie byki, które z łatwością mogłyby powalić nawet dużego mężczyznę. Jeden z miejscowych nawet mnie ostrzega przed swoim „podopiecznym”. Nie ma obaw – odpowiadam żartując – mój ojciec hoduje 3 metrowe byki i wskazuję dłonią wysoko nad głową mniej więcej gdzie miałby się ów stwór kończyć. Miejscowy patrzy z niedowierzaniem ale kiwa głową i pozwala się sfotografować w dowód uznania.










Przed południem wracamy na targ w centrum miasta. Nie jest to już ten sam targ co wczoraj – wypełniający jedynie centralny plac. Dziś rozrósł się na kilka przyległych przecznic w każdą stronę. Jest olbrzymi a setki osób krąży niczym sępy w poszukiwaniu najlepszego zakupu. Nawet ja się na chwilę zagubiłem wśród kramów. Dzisiaj okoliczne ulice pozamykane są dla ruchu samochodowego a na straganach znajduje się jeszcze więcej niż wczoraj ubrań, biżuterii, sztuki, muzyki, obrazów i wszelkiej maści pamiątek. Na szczęście niedługo mieliśmy pojechać w kierunku Kolumbii i musieliśmy wracać na dworzec.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz