Z Villarica do Asuncion jest jedynie kilka godzin jazdy. Znów przez
Colonel Oviedo. Jednak tym razem bez przesiadek, bo w stronę wielkich miast jeździ
się tutaj bezpośrednio (podobnie zresztą jak w większości innych państw).
Zawsze szukam sobie pokoju w okolicach dworca ze względów
logistycznych (chyba, że zostaję w mieście na dłużej) żeby mieć pod nosem
autobusy następnego dnia. Miasto eksploruję na nogach lub za pomocą komunikacji
miejskiej. Najczęściej w takich państwach jak Paragwaj jeden dzień starcza w
zupełności. Minusem jest, że hotele w takich lokalizacjach przeznaczone są dla
lokalnych podróżników i najczęściej posiadają bardzo niski standard.
Hotelik z Asuncion na długo zapadnie mi w pamięć. Tak
naprawdę ładne w tym hotelu były jedynie wizytówki. Pokój w kategorii "economico"
to spore nadużycie określenia „eufemizm”. Ta mała, gorąca klatka sprawiła że na
kilka dni przestało mi się chcieć robić zdjęć, pisać i jeść. Za to zdecydowanie
więcej piłem. Pościel jak się domyśliłem nie zmieniana a jedynie
rozprostowywana niezgrabnie na łóżku. Prawdopodobnie tylko w celu odwinięcia z
niej ciała wcześniejszego lokatora który popełnił samobójstwo z powodu depresji.
Wentylator wył jak traktor a na ścianach widniały niedocenione dzieła sztuki
mogące konkurować z malowidłami Jacksona Pollocka. Z jedną różnicą – wyglądały na
stworzone za pomocą krwi i... wolę się nie domyślać czego jeszcze.
Takie realia. Czasami nie ma sensu szukać więcej. Trzeba
spróbować lokalnego standardu. Zresztą... Zawsze mogło być gorzej: czyjś
bagażnik, betoniarka lub wnętrze grobowca (6 stóp pod ziemią). Na szczęście to
jedynie jedna taka noc i jutro będą „luksusy”.
Korzystając z czasu i odpychającej lokalizacji ruszyłem w
miasto z aparatem. Jednak dopadł mnie jakiś blok fotograficzny i nie mogłem
zrobić jednego poprawnego zdjęcia. Być może to miasto ma niewiele do
zaoferowania, jednak w takie wymówki nawet sobie nie wierzę. Pojeździłem za to lokalnymi
busami i porozglądałem się po okolicy. Prawie każdy pije tutaj w ciągu dnia
mate de coca. Pomaga to radzić sobie ze znużeniem i zaspokaja pragnienie. Kierowcy
autobusów pociągają leniwie kilka łyków i przekazują kubeczek bileterce. Co
jakiś czas dolewają wody powtarzając „rytuał”. Piją sprzedawcy przy straganach,
taksówkarze i kucharze. Ja jednak nie potrafię docenić smaku tego specyfiku/świństwa (jak kto woli).
Ale nie ma się co dziwić – czarnej herbaty również nie znoszę. Kubek do
parzenia mate de coca to jednak bardzo ładnie wykonana, jedna z niewielu i na pewno najpopularniejsza
pamiątka jaką można tutaj zakupić.
Chodziłem długo pamiętając, że w końcu muszę wrócić do
pokoju i skusiłem się na jedno lokalne piwo. Dobry to był pomysł, ponieważ
napój poprawił moje odczucia estetyczne (a raczej obniżył wymagania). Myślę że po
trzech czułbym się w moim pokoju jak w dwójce małżeńskiej. Jestem przekonany, że właściciele
hoteli stosują taką właśnie strategię – niskiego standardu – po to by trzymać
klientów z daleka od pokoju. Człowiek wraca do pokoju jedynie na noc.
Najczęściej korzysta z własnego śpiwora. Sprzątający nie muszą przykładać się
do pracy (co wywnioskowałem po olbrzymich pajęczynach w najbliższych okolicach
łóżka i kurzu zalegającym dosłownie wszędzie). Zaoszczędzają na czasie i proszku
do prania. Oczywiście żartuję, ale... na środkach czyszczących rzeczywiście
oszczędzali.
Przyszła w końcu pora na powrót, szybki nocleg i prysznic.
Ale prysznic... to zupełnie inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz