Dobrze, że nie wybrałem się do
San Pedro de Atacama nocą, ponieważ widoki po drodze są nie z tej planety.
Skały zmieniają kolory co kilka minut: różowe, czerwone, zielone, fioletowe,
żółte... Na płaskowyżach często znajdują się olbrzymie wyschnięte pozostałości
słonych jezior z popękaną powierzchnią a na horyzoncie dymią wulkany. Jedziemy
długo w stronę przeprawy argentyńsko-chilijskiej (Paso de Jama) jednak same
formalności zajmują tutaj mniej niż godzinę i możemy ruszać w stronę
chilijskiego San Pedro.
Jeśli ktoś jest głodny lub
spragniony może zjeść posiłek jeszcze po stronie argentyńskiej. Kilka budek o
powierzchni około 2 metrów kwadratowych ma na swoim wyposażeniu wszystko czego
potrzebujemy: kilka rodzajów napojów, kuchnię, papierosy i słodycze. Ale należy
się spieszyć – autobus odjedzie bez nas i ciężko nam będzie znaleźć miejsce w
kolejnym.
San Pedro de Atacama to niewielkie miasteczko na samym skraju
pustyni Atacama u stóp wulkanu Licancabur. Wygląda jakby było ulepione z gliny.
Sporo domów rzeczywiście jest. San Pedro ma specyficzny i przyjazny klimat. Mieszkańcy
są bardzo przyjaźni i otwarci. Nie narzucają się a jedynie zapraszają czasami
do restauracji. Chyba mają upodobanie do psów, bo na każdej uliczce spotykam
wielkie niczym niedźwiedzie okazy.
Centrum San Pedro de Atacama |
Dworzec znajduje się niedaleko
centrum a strzałki doskonale pokazują w którym kierunku się udać. W centrum
jest kilka knajpek, sklepów, agencji turystycznych i hotelików o niskim
standardzie. Trafiam do dormitorium w jednym z nich – kilka przecznic od
centrum. Z San Pedro organizowane są kilkudniowe wycieczki na boliwijską wyżynę
Altiplano gdzie zwiedzić można unikatowe w skali Świata miejsca – Salar del Uyuni,
Laguna Colorada z setkami flamingów, Gejzery
Sol de Manana i wiele innych. Najbliższe okolice San Pedro to również wspaniałe
punkty wypadowe: Los Flamencos National Reserve, gejzery El Tatio, Llano de
Chajnantor Observatory, gorące źródła Purinama, Salar del Atacama, Laguna
Miscanti, Pukara de Quitor czy wulkan Licancabur to jedne z niewielu wśród
których możemy wybierać. Ja w San Pedro nie zamierzałem spędzać za dużo czasu,
gdyż sporą część Wyżyny Altiplano objechałem już kilka lat temu.
Pierwszego dnia nie było zbyt
dużo czasu na zwiedzanie – przeszedłem się więc uliczkami i zjadłem wyjątkowo
olbrzymią empanadę. Drugiego postanowiłem pożyczyć rower i zwiedzić miasto a
następnie pojechać do Valle de la Luna. Rowery pożyczyć można na każdym kroku
za około 5 USD/6 godz. To w zupełności starcza, ponieważ w takim upale z reguły
nikomu nie chce się pedałować dłużej.
Valle de la Luna to malownicza
kilkukilometrowa dolina którą można przejechać w kilka godzin poświęcając
bardzo dużo czasu na zatrzymywanie się i robienie zdjęć. Na samym wjeździe
musimy zapłacić niewielką opłatę i wyposażeni w skrótową mapę możemy na własną
rękę zwiedzać dolinę.
Jednym z pierwszych punktów jest kanion
ze sporą pętlą prowadzącą przez niewielkie jaskinie. Jeszcze rankiem
dzisiejszego dnia wyjazd w japonkach wydawał się świetnym pomysłem, jednak
kiedy musiałem pełzać się na kolanach i łokciach przez ciasne i ciemne chodniki
jaskiń zweryfikowałem mój wybór raz jeszcze. Znacznie gorzej było odrobinę
dalej, gdzie trzeba było kilka razy wspinać się kilka metrów wzwyż a następnie
schodzić po ostrych jak brzytwa skałach. Jednak z ręką na sercu przyznam, że
było warto.
Tres Marias - Valle de la Luna |
Nie wyobrażałem sobie, że
krajobraz w tak małej dolinie może się tak diametralnie zmieniać. Kilka minut
jazdy od kanionu podziwiać możemy olbrzymie wydmy piaskowe. Odrobinę dalej –
pokryte solą, wypalone Słońcem skały. Następnie docieramy do tzw. Amfiteatru.
To sporych rozmiarów klif skalny przez który niedługo będziemy przejeżdżać. Na
samym końcu ścieżki rowerowej znajdują się „Trzy Marie”. Niezbyt okazałe, ale
ciekawe i malownicze skały.
Szybko wróciłem z Valle de la
Luna do miasta aby uzupełnić zapasy wody, zabrać plecak i ruszyć wieczorem w
stronę Iquiqe nocnym przejazdem z postojem w Calama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz