niedziela, 1 marca 2015

San Miguel, San Salvador i Santa Ana

Honduras przejechałem w tempie ekspresowym.  Nie miałem czasu ponownie odbijać w stronę Karaibów. Za to Salwador słynie również z pięknych i aktywnych wulkanów. Jeden z nich znajduje się niedaleko San Miguel. Tam więc jadę. Całą drogę przegadałem z Jose. Jeździł do Hiszpanii zarabiać. Dopytywał się o Polskę. Gromadził informacje na wypadek gdyby miał okazję tam znaleźć pracę. Jednak jak mu powiedziałem jakie są minimalne stawki u nas to spytał czy to na pewno Europa. Podobne minimalne płace są w Salwadorze. Kraju, który uznaje się za kraj trzeciego świata. Polska nie ma się czym pochwalić a minimalne wypłaty są żałosne i urągające byciu człowiekiem. Od tej pory jak ktoś pyta o minimalne płace w Polsce zawyżam je dwukrotnie. A i tak wychodzą smutno...

Dojechałem do San Miguel. To gdzie ten wulkan? Pytam po wyjściu z autobusu. Odwróć się - mówi Jose. Nad miastem, za moimi plecami wznosił się olbrzymi, budzący grozę, dymiący wulkan. Niestety - ten też nie wypluwał lawy. Ale wrażenie potrafił zrobić.




W San Miguel przenocowałem. Przespacerowałem się zarówno dniem jak i nocą i ruszyłem w stronę stolicy. San Miguel to przyjemna, niewielka mieścina. Ludzie są otwarci a jedzenie tanie. Można się przez kilka dni zrelaksować i pochodzić po okolicach.





Autobusy łapie się tutaj ekspresowo. Kierowcy z daleka nawołują pasażerów. Jeszcze raz się upewniam – tak „Falfadorrrr” - odpowiedział jeden z nich jakby wykręcał pirueta w tańcu Flamenco. San Salvador to oczywiście największe miasto w kraju. Położone jest na stokach wulkanu Quezaltepec. W rzeczywistości nawet konkwistadorzy nazywali miejsce, gdzie powstał Salwador "Doliną Hamaków" z powodu ciągłej aktywności sejsmicznej. Do najciekawszych budowli miasta należą: National Palace i Metropolitan Cathedral. San Salvador słynie też (oprócz Panamy) z największej ilości wysokich budynków w Ameryce Centralnej - między innymi El Pedragal, Torre Futura czy Terra Alta.

Podjechałem tutaj komunikacją miejską i szybko się przespacerowałem. Chciałem zdążyć do granicy z Gwatemalą ale nie wszystko poszło po mojej myśli. Za mało czasu. Transport powolny a nocami nic w stronę granicy nie jedzie. Ostatni autobus z San Salwador wyjeżdża przed piątą. Ruszyłem więc w kierunku Santa Ana ale tutaj musiałem już pozostać na noc.




Dorwałem hotel w najbliższej okolicy dworca. Hotel za 10 dolców, ale wyjątkowy. Nie miałbym nic przeciwko gdyby takie miejsca trafiały się częściej. Szerokie na ponad dwa metry łóżko, duża łazienka, stolik, małe patio, osobny "pokoik" na samochód i rura do tańczenia. Na wszelki wypadek. W takim miejscu można odpocząć (pod warunkiem, że nikt nie przeszkadza tańcem) i ruszyć dalej. Tak też zrobiłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz