Honduras przejechałem w tempie ekspresowym. Nie miałem czasu ponownie odbijać w stronę Karaibów.
Za to Salwador słynie również z pięknych i aktywnych wulkanów. Jeden z nich
znajduje się niedaleko San Miguel. Tam więc jadę. Całą drogę przegadałem z Jose.
Jeździł do Hiszpanii zarabiać. Dopytywał się o Polskę. Gromadził informacje na
wypadek gdyby miał okazję tam znaleźć pracę. Jednak jak mu powiedziałem jakie są
minimalne stawki u nas to spytał czy to na pewno Europa. Podobne minimalne
płace są w Salwadorze. Kraju, który uznaje się za kraj trzeciego świata. Polska
nie ma się czym pochwalić a minimalne wypłaty są żałosne i urągające byciu
człowiekiem. Od tej pory jak ktoś pyta o minimalne płace w Polsce zawyżam je
dwukrotnie. A i tak wychodzą smutno...
Dojechałem do San Miguel. To gdzie ten wulkan?
Pytam po wyjściu z autobusu. Odwróć się - mówi Jose. Nad miastem, za moimi
plecami wznosił się olbrzymi, budzący grozę, dymiący wulkan. Niestety - ten też
nie wypluwał lawy. Ale wrażenie potrafił zrobić.
W San Miguel przenocowałem. Przespacerowałem się
zarówno dniem jak i nocą i ruszyłem w stronę stolicy. San Miguel to przyjemna,
niewielka mieścina. Ludzie są otwarci a jedzenie tanie. Można się przez kilka
dni zrelaksować i pochodzić po okolicach.
Autobusy łapie się tutaj ekspresowo. Kierowcy z daleka nawołują pasażerów. Jeszcze raz się upewniam – tak „Falfadorrrr” - odpowiedział jeden z nich jakby wykręcał pirueta w tańcu Flamenco. San Salvador to oczywiście największe miasto w kraju. Położone jest na stokach wulkanu Quezaltepec. W rzeczywistości nawet konkwistadorzy nazywali miejsce, gdzie powstał Salwador "Doliną Hamaków" z powodu ciągłej aktywności sejsmicznej. Do najciekawszych budowli miasta należą: National Palace i Metropolitan Cathedral. San Salvador słynie też (oprócz Panamy) z największej ilości wysokich budynków w Ameryce Centralnej - między innymi El Pedragal, Torre Futura czy Terra Alta.
Podjechałem tutaj komunikacją miejską i szybko się
przespacerowałem. Chciałem zdążyć do granicy z Gwatemalą ale nie wszystko
poszło po mojej myśli. Za mało czasu. Transport powolny a nocami nic w stronę granicy
nie jedzie. Ostatni autobus z San Salwador wyjeżdża przed piątą. Ruszyłem więc
w kierunku Santa Ana ale tutaj musiałem już pozostać na noc.
Dorwałem hotel w najbliższej okolicy dworca. Hotel
za 10 dolców, ale wyjątkowy. Nie miałbym nic przeciwko gdyby takie miejsca
trafiały się częściej. Szerokie na ponad dwa metry łóżko, duża łazienka,
stolik, małe patio, osobny "pokoik" na samochód i rura do tańczenia.
Na wszelki wypadek. W takim miejscu można odpocząć (pod warunkiem, że nikt nie
przeszkadza tańcem) i ruszyć dalej. Tak też zrobiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz