Alduous Huxley nie przesadził nazywając jezioro
Atitlan najpiękniejszym jeziorem na Świecie i porównując je do szwajcarskiego
jeziora Como. Przynajmniej tak się mówi bo słowa którymi opisał ten zakątek
interpretować można na wiele sposobów. Ja dotarłem tutaj prywatną taksówką.
Czekałem na autobus na skrzyżowaniu i jakiś miejscowy spytał gdzie jadę.
Okazało się, że w tym samym kierunku. Za drobną więc opłatą, niewiele wyższą
niż za powolny autobus pojechałem do Panajachel - największego miasteczka na
obrzeżach jeziora. Dziś w sporym stopniu zdominowanego przez turystów.
Jezioro wypełnia stworzoną 85 tysięcy lat temu
kalderę. Jest to najgłebsze jezioro Ameryki Środkowej którego głębokość
oceniana jest na 350 metrów ale tak naprawdę może być zdecydowanie głebsze.
Wokół jeziora wznoszą się trzy potężne wulkany - Atitlan, San Pedro i Toliman
na które z pomocą lokalnych przewodników można wejść za 50 USD. Samo jezioro
jest ostoją dla niezliczonych ilości ptactwa wodnego a w wioskach na brzegach
mieszkają plemiona Majów - Tz'utujil i Kaqchikel. Dotrzeć do nich można
taksówką wodną. Miejsce to jest magiczne a zachód Słońca jest niezapomnianym
spektaklem.
Jezioro Atitlan kryje w sobie sporo tajemnic.
Starsi ludzie powiadają, że w jego wodach żyje olbrzymi stwór. Długi jak wąż
ale nie z tego świata. Z potężną paszczą uzbrojoną w wielkie niczym miecze zęby.
Stalowa skóra pokryta gadzimi łuskami, kolce na głowie i płetwy pozwalające mu
wypełzać na ląd. Gdy głowa wynurzała się przy San Pedro ogon chlupał w
poprzedniej wiosce. A to przecież prawie mila... Nie zieje ogniem, ale podobno
pluje trującą cieczą, która jeśli spadnie na skórę płonie podobnie jak lawa.
Rybacy zarzekają się pokazując rozległe blizny. Jeden nie ma ręki. Twierdzi, że
to też wina „potwora” ale nie do końca mu wierzę bo to on teraz zionie „trującą
substancją”. Niewielu z nich tutaj łowi cokolwiek. Mówią, że to aby nie złościć
bestii. Pływają tylko za dnia. Wtedy podobno zwierzę odpoczywa na dnie.
Następnego dnia płyniemy na drugą stronę jeziora
by stamtąd znaleźć transport do Quetzaltenango. Kilka dolarów za ponad godzinną
wycieczkę i kilka wizyt w maleńkich wioskach to świetna okazja i wspaniały
relaks. Jednak transport dalej to już nie przelewki. Autobus załadowany po
brzegi miejscowymi i turystami powolutku pnie się w górę stoku pozostawiając za
nami odmęty Atitlan. Ja i trzydzieści innych osób na stojąco z trudem
wytrzymujemy zakręty. Na szczęście sporo pasażerów jedzie tylko kilka
kilometrów dalej pozostawiając nam swoje miejsca. Do wieczora pozostało jeszcze
kilka godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz