piątek, 20 marca 2015

San Flores i Tikal

Drugim razem z Gwatemali odebrałem jedynie indyjską wizę i prosto na dworzec. Tylko gdzie ten dworzec? Wystarczy spytać miejscowych. Gdy spytasz o cokolwiek – wokół jednej osoby zaczynają zbierać się inni i radzić - by w końcu (czasami po godzinie) dojść do porozumienia. Jednak takiej informacji można zaufać. Tym razem odbyło się szybko, ale rada była niezbyt konkretna – „weź taksówkę” powiedzieli. Aby dojechać na dworzec będziesz musiał zmieniać autobus ze 3 razy. Cóż. Zaryzykowałem jednak autobus. To co wydaje się miejscowym trudne do wytłumaczenia nie zawsze musi być trudne w parktyce. Złapałem autobus do centrum i po prostu spytałem kogoś w środku. Radził kierowca, bileterka i kilku pasażerów. Kierowca nawet kilka razy zatrzymał autobus również przy policjantach – by się upewnić. „Calle 17” – brzmiała najczęstsza odpowiedź. Tam też mnie wysadzili, a jedna z pasażerek osobiście poszła mnie odprowadzić.

Dworzec to dużo powiedziane. Niewielkie, zapuszczone pomieszczenie i zamykany łańcuchem parking na 3 autobusy. Jednak był on bardzo blisko miejsca w którym się wcześniej zatrzymałem w mieście – kilka przecznic od Plaza Barrios. Wybrałem autobus nocny, żeby o drugiej nad ranem nie szukać noclegu. Miałem okazję jeszcze raz przyjrzeć się życiu nocnemu w Gwatemali. Wieczorem większość przyzwoitych miejsc zostaje zamknięta. Zostają jedynie budki w których piecze się tacos, sklepy z mocnymi kratami i ladą za którą można się skryć w sytuacji strzelaniny i restauracje będące równocześnie burdelami. Znalazł się również dżentelmen przygotowujący hamburgery a jego obnośną kuchnią było wiadro po farbie i wózek skradziony z supermarketu. Na ulicę wychodzą podejrzane typy, które choć non stop zaczepiają i starają się nawiązywać rozmowę – wydają się zupełnie nieszkodliwi. Inni są głośni i chcą na siebie zwracać uwagę, ale również nie ma powodów do obaw. W końcu przyjechał autobus i mogłem się zdrzemnąć.

Obudziłem się dopiero we Flores. To znaczy nie w samym Flores ale na przystanku przy drodze. Przepakowano mnie i jeszcze dwie inne osoby do taxi i wypuszczono w kierunku miasta. Autobus pojechał gdzie indziej. Flores to największe miasto w najbliższej okolicy słynnego Tikal. Najstarsza część miasta położona jest na wyspie na jeziorze Peten Itza. Połączona jest z lądem mostem. Na lądzie znajdują się inne miasta – Santa Elena i San Benito. Miasto na wyspie było ostatnią ostoją Majów – podbite dopiero w 1697 roku. Wcześniej nazywało się Tayasal, Noh Peten i Tah Itza. Teraz po prostu Flores. Tak czystego miasta nie widziałem nigdzie w Gwatemali. Ciche, czyste, zadbane, w miarę tanie z dużą ilością turystów jednak wyjątkowo przyjemne. Położone około godziny drogi od słynnych ruin Tikal.




Dworzec w Santa Elena
Autobusy do Tikal odjeżdżają z każdej agencji turystycznej w mieście lub z dworca w Santa Elena. Różnic w cenach nie ma. Jednak polecam zwiedzić dworzec – bo tam toczy się życie miasta. Autobusy do Tikal ruszają nad ranem i w południe. Ja dojechałem do Flores około dziewiątej – zatem do Tikal jadę w samo południe. Kika godzin powinno starczyć na zwiedzenie najważniejszych miejsc.

Tikal to dawna stolica Państwa Majów. Założona prawdopodobnie około III wieku naszej ery. Największy rozkwit przypadł na VII – VIII wiek a już w IX miasto zostało opuszczone i zapomniane. Przez wieki zarastało i było przykrywane ziemią aż do odkrycia przez hiszpańskich misjonarzy w XVII wieku. W samym centrum miasta znajduje się Plaza Mayor z dwiema najważniejszymi świątyniami – nr 1 czyli wznoszącą się na wysokość 47 metrów Świątynią Wielkiego Jaguara i r 2 czyli Świątynią Maski. Znajdują się tutaj też zabudowania Północnego i Centralnego Akropolu. Na zachód od tej grupy wznosi się najwyższa (65 metrów) świątynia oznaczona numerem IV Świątynia Dwugłowego Węża.Niedaleko znajduje się też Plac Siedmiu Świątyń. Na całość musimy poświęcić co najmniej 4 godziny a i tak zwiedzimy jedynie najważniejsze miejsca. Ja od wejścia kieruję się zsybkim krokiem do najważniejszego Placu Centralnego – po to żeby zobaczyć go kilka razy podczas dzisiejszej wycieczki.











Wspiąłem się na Świątynię Maski z której podziwiać można podręcznikową panoramę Świątyni Jaguara i Akropolu. Widoku dopełniają błękit nieba i zieleń dżungli. Niestety choć na Świątynię Jaguara nie można się wspinać – na placu pomiędzy dwiema świątyniami zawsze kręcą się turyści i ciężko zrobić zdjęcie przedstawiające jedynie ruiny. Nie ma się jednak czego obawiać. Małe postaci osób można szybko usunąć w Photoshopie pozostawiając jedynie wspaniałe ruiny. Tutaj odezwać się mogą tak zwani miłośnicy „dziewiczej fotografii” którzy chcą pozostawić ją w takiej formie z jakiej wyszła z aparatu. Ludzie Ci najczęściej nie mają bladego pojęcia o tym jak działa urządzenie robiące zdjęcia. Klikają swoimi smartfonami i są zupełnie nieświadomi tego, że w momencie wciśnięcia migawki ich aparat zdążył już zdjęcie wyostrzyć, wyrównać poziomy, nasycić, zredukować czerwone oczy, poprawić kontrasty a nierzadko wygładzić skórę modela czy modelki. Ja odwrotnie – lubię „zepsuć zdjęcie” specjalnie zmniejszyć kontrast na matrycy tylko po to by później móc doprowadzić obraz do faktycznego stanu w jakim to subiektywnie widziałem. Nie poprawiam zdjęć dużo – ale jestem całkowicie za manipulowaniem obrazem. Każdy z nas widzi coś innego a nierzadko nasze „maszyny” nie są w stanie uchwycić tego co chcemy pokazać. To FOTO-grafia. Sztuka. Mamy rysować światłem i NIGDZIE nie jest powiedziane, że zdjęcie ma powstać w momencie wciśnięcia migawki i takim pozostać. To głupota i zawężanie horyzontów..











Ale ja o czymś innym. Wspinam się na 30 metrową świątynię i chciałbym mieć zdjęcie nieskażone chłopcem w różowej podkoszulce siedzącym na placu poniżej. Mam trzy rzeczy do wyboru: drzeć ryja na pół dżungli strasząc wszystkie okoliczne zwierzęta i robić wiochę tylko po to by kliknąć zdjęcie które nie zawsze będzie chciało oglądać więcej niż pięć osób. Dwa – mogę rzucić kamieniem udając, że to nie ja i ryzykując śmierć obcego turysty na miejscu. W ten sposób też się go nie pozbędę z widoku a mogę jedynie liczyć na znacznie większe zbiegowisko a później noc w areszcie. Jest i trzecie rozwiązanie – pozostawić turystę dla „skali”, spokojnie robić zdjęcia a później w razie ewentualnej konieczności – poświęcić 2 minuty i występlować go z widoczku. Osobiście pozostaję przy trzecim, robię za to mnóstwo zdjęć i ruszam dalej w dżunglę odkrywać pozostałe budowle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz