niedziela, 15 marca 2015

Champerico

Z nad jeziora Atitlan wiedzie długa i stroma droga w górę do krawędzi kaldery a następnie już szybciej w kierunku Quetzaltenango i później w stronę morza.

Jeszcze raz chciałem pojechać nad Pacyfik. W centrum Gwatemali było dosyć zimno. Champerico było trafione palcem na mapie ale wydawało się przyjemne na pierwszy rzut oka. Kilka domów, niedaleko do większych miast. Przyzwoite hotele. Kilka lokalnych barów. Na samej plaży.
Poszedłem na zwiady. Najpierw w stronę morza a później brzegiem do rybaków i przez miasto. W takich małych miejscowościach znacznie łatwiej robić zdjęcia i poznawać ludzi. Ocean jednak wołał więc zostawiłem wszystko co mogłem w pokoju i pobiegłem się kąpać. Fale tutaj jeszcze większe niż w Nikaragui. Tak wielkie że tylko surferzy odważyli się w nie rzucać i wypływać dalej. Mnie kilka razy poturbowały i spowodowały, że napiłem się sporych ilości słonej wody. Ale było warto. Choćby siedzieć na samym brzegu i czekać aż fale będą próbowały mnie zmyć.


















Wieczór miałem spędzić na nadrabianiu zaległości pisarskich i zrzucaniu zdjęć. Skończyło się jednak zupełnie inaczej niż planowałem. Przed komputerem spędziłem jedynie kilka minut aż zaczepiły mnie trzy miejscowe dziewczyny. Były z Quetzaltenango a tutaj spędzały urodziny jednej z nich. Bały się same chodzić po mieście a ja miałbym być ich ochroną. Nawet ucieszyła mnie ta myśl, więc zgodziłem się szybko. Dziewczyny miały rację. Może dla mnie było stosunkowo bezpiecznie – ale jak tylko wyszliśmy we czwórkę – natychmiast zaczęili zaczepiać nas miejscowi. Pozbyliśmy się ich jednak szybko i reszta wieczoru była spokojna. Dziewczyny miały jeden plan – ostro się nawalić. Ja – wypić kilka piw i położyć się spać. Ciekawostką było to, że choć oczywiście mówiły po hiszpańsku – to (aby nikt nie rozumiał o czym mówią w jego obecności) stworzyły inną wersję języka przez dodawanie do każdego wyrazu litery „f” co czyniło go zupełnie niezrozumiałym dla postronnych. Dla mnie w szczególności.


Wieczór rozwinął się całkiem zabawnie. Spędziliśmy trochę czasu wędrując po ciemnych zaułkach Champerico. Teraz to my byliśmy najniebezpieczniejszą grupą w mieście. Wszyscy inni się gdzieś schowali. Zostali jedynie sklepikarze, którzy obserwowali nas zza krat. Część wieczory spędziliśmy na ulicy. Część na plaży. Poszliśmy się nawet na chwilę wykąpać w oceanie ale niestety szybko zostaliśmy „wyłowieni” przez miejscową policję. Niby mówili, że martwią się o nasze bezpieczeństwo ale dziewczyny były wystraszone i szybko chciały uciekać spod takiej opieki. Policja w Gwatemali jest skorumpowana i nigdy nie wiadomo jak takie przypadkowe spotkanie może się skończyć..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz