Z nad jeziora Atitlan wiedzie długa i stroma droga
w górę do krawędzi kaldery a następnie już szybciej w kierunku Quetzaltenango i
później w stronę morza.
Jeszcze raz chciałem pojechać nad Pacyfik. W
centrum Gwatemali było dosyć zimno. Champerico było trafione palcem na mapie ale
wydawało się przyjemne na pierwszy rzut oka. Kilka domów, niedaleko do
większych miast. Przyzwoite hotele. Kilka lokalnych barów. Na samej plaży.
Poszedłem na zwiady. Najpierw w stronę morza a później
brzegiem do rybaków i przez miasto. W takich małych miejscowościach znacznie
łatwiej robić zdjęcia i poznawać ludzi. Ocean jednak wołał więc zostawiłem
wszystko co mogłem w pokoju i pobiegłem się kąpać. Fale tutaj jeszcze większe
niż w Nikaragui. Tak wielkie że tylko surferzy odważyli się w nie rzucać i
wypływać dalej. Mnie kilka razy poturbowały i spowodowały, że napiłem się
sporych ilości słonej wody. Ale było warto. Choćby siedzieć na samym brzegu i
czekać aż fale będą próbowały mnie zmyć.
Wieczór miałem spędzić na nadrabianiu zaległości
pisarskich i zrzucaniu zdjęć. Skończyło się jednak zupełnie inaczej niż
planowałem. Przed komputerem spędziłem jedynie kilka minut aż zaczepiły mnie
trzy miejscowe dziewczyny. Były z Quetzaltenango a tutaj spędzały urodziny
jednej z nich. Bały się same chodzić po mieście a ja miałbym być ich ochroną. Nawet
ucieszyła mnie ta myśl, więc zgodziłem się szybko. Dziewczyny miały rację. Może
dla mnie było stosunkowo bezpiecznie – ale jak tylko wyszliśmy we czwórkę –
natychmiast zaczęili zaczepiać nas miejscowi. Pozbyliśmy się ich jednak szybko i
reszta wieczoru była spokojna. Dziewczyny miały jeden plan – ostro się nawalić.
Ja – wypić kilka piw i położyć się spać. Ciekawostką było to, że choć
oczywiście mówiły po hiszpańsku – to (aby nikt nie rozumiał o czym mówią w jego
obecności) stworzyły inną wersję języka przez dodawanie do każdego wyrazu
litery „f” co czyniło go zupełnie niezrozumiałym dla postronnych. Dla mnie w
szczególności.
Wieczór rozwinął się całkiem zabawnie. Spędziliśmy
trochę czasu wędrując po ciemnych zaułkach Champerico. Teraz to my byliśmy
najniebezpieczniejszą grupą w mieście. Wszyscy inni się gdzieś schowali.
Zostali jedynie sklepikarze, którzy obserwowali nas zza krat. Część wieczory
spędziliśmy na ulicy. Część na plaży. Poszliśmy się nawet na chwilę wykąpać w
oceanie ale niestety szybko zostaliśmy „wyłowieni” przez miejscową policję.
Niby mówili, że martwią się o nasze bezpieczeństwo ale dziewczyny były
wystraszone i szybko chciały uciekać spod takiej opieki. Policja w Gwatemali
jest skorumpowana i nigdy nie wiadomo jak takie przypadkowe spotkanie może się
skończyć..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz