poniedziałek, 29 grudnia 2014

Śmiertelna fauna Brazylii


Brazylia może nie posiadać takiego odsetka niebezpiecznych zwierząt jak Australia. Jednak z pewnością żyją tutaj jedne z najciekawszych przedstawicieli śmiertelnej i pasożytniczej fauny o jakich możemy dowiedzieć się z podręczników. Lepiej że z podręczników – bo z wieloma z nimi nie chciałbym spotkać się osobiście.

Każdy wie że w dżunglach Brazylii czają się jaguary, jadowite węże, na brzegach krokodyle a w rzekach pływają piranie.
Mało kto jednak zna wałęsaka brazylijskiego (zwanego bananowym pająkiem; rodzaj Phoneutria). Szarego, aczkolwiek sporego (dorastającego nawet do 15 cm) pająka, którego jad należy do najbardziej toksycznych w świecie zwierząt (według Księgi Rekordów Guinessa). Znane są również z tego, że nie przebywają w jednym miejscu na przykład na swojej sieci jak większość pająków, lecz wędrują. „Wałęsają się” i raz na jakiś czas zawitają do ludzkich domów i innych budynków szukając schronienia przed Słońcem. Często pająki te ukrywają się pomiędzy owocami na straganach by w najmniej oczekiwanym momencie ukąsić swoją ofiarę.  Oczywiście jeśli chodzi o człowieka nie jest to działanie celowe a jedynie mechanizm obronny. Jednak ugryzienie walęsaka rzadko bywa do przeżycia. Mężczyznę czeka długotrwała i bolesna erekcja – a następnie śmierć. Nie wiem niestety jakie działanie wywiera jad pająka na kobietach.

Wałęsak brazylijski (wikipedia.org)
Ciekawym przedstawicielem rzecznej fauny jest rybka Candiru. Nie tak znana jak amazońska pirania, ale z tą rybką chciałbym mieć znacznie mniej do czynienia. Rybka ta zwiabiona uryną potrafi wpłynąć do ludzkiej cewki moczowej i tam osiedlić się na stałe. Pomóc może jedynie chirurgiczny skalpel i duże ilości znieczulenia pod każdą postacią. Na pocieszenie powiem, że większość opisanych „przypadków” to legendy z XIX wieku. Jeden „nowożytny” przypadek zdarzył się w 1997 roku i ofiara musiała przejść dwugodzinną operację, jednak to wszystko o czym mi wiadomo. Sytuacja w przypadku Candiru wygląda najprawdopodobniej tak jak w przypadku rekinów. Jeden przypadek ataku staje się znany na całym świecie, gdzie w rzeczywistości znacznie więcej osób ginie od spadających kokosów, ukąszeń pszczół czy ataku krowy.
Rybka kandiru (glogster.com)
Ślimaki również nie kojarzą się zwykle z niebezpieczeństwem. Inaczej jest w przypadku morskiego stożka (Conus). Ten niepozorny mięczak przyczynił się do śmierci kilku niczego niespodziewających się ludzi którzy nierozważnie na niego nadepnęli wstrzykując harpunowatym zębem toksynę w ciało ofiary. Podobno jad stożka zawiera proteiny mające potencjalnie niezwykłe właściwości przeciwbólowe. Większe nawet niż morfina. Jednak nie jest to pocieszenie dla ofiar, które rzadko przetrzymują okres neutralizacji toksyn w organiźmie.
W lasach Brazylii żyje ćma (Lonomia obliqua), której gąsienice nazywane są „gąsienicami zabójcami”. Dlaczego? Rzekomo powodują krwawienie z wszystkich otworów ciała ofiary, gorączkę, wymioty a następnie śmierć. Niektóre źródła podają nawet setki śmierci spowodowanych z udzialem owej gąsienicy – jednak są to przypadki niezweryfikowane i zapewne dalekie od prawdy. Jak mała, powolna i bezbronna gąsienica może stać się zabójcą? Dzięki świetnemu kamuflażowi i wyjątkowo silnej toksynie ukrytej w wyrostkach na jej grzbiecie. Dlaczego ewolucja nie „uczyniła” jej bardziej widoczną? Właśnie aby być „rozpoznawalną” i unikać konfliktów w skali globalnej – nie wiemy. Być może zdązyła uczynić to dla innych zwierząt – na przykład ptaków a w przypadku człowieka nie „miała na to czasu” ponieważ szybko rozrastająca się populacja ludzka wtargnęła na tereny do których nie zdążyła się przystosować. Pocieszeniem może być że trzeba być ukłutym conajmniej kilkadziesiąt razy przez wyrostki na ciele gąsienicy. Nie mniej jednak należy być uważnym. Szczególnie jeśli chcielibyśmy w Brazylii na dłużej związać się z zawodem zbieracza chrustu.
Lonomia obliqua (flickr.com)
Drzewołazy to nazwa grupy maleńkich żabek, które w swojej skórze zawierają niezwykle toksyczną substancję powodującą paraliż i śmierć ofiary. Pięciocentymetrowa żabka ma w swoim ciele wystarczającą ilość toksyny by zabić kilkanaście dorosłych, silnych mężczyzn. Pierwotni mieszkańscy amazońskiej puszczy używali (i nadal używają) tych żabek podczas polowań i obrony przed wrogami. Wydzieliną gruczołów jadowych nasycali groty lotek, które wypuszczali w kierunku zwierzęcia (na przykład małpy) by następnie śledzić je w gąszczu lasu czekając na jego śmierć najczęściej przez uduszenie.
Drzewołaz (animalnational.com)

Drzewołaz żółtopasy (wikipedia.org)
Najniebezpieczniejszym przedstawicielem latającej fauny jest oczywiście komar. Brazylia przez wiele lat przodowała w ilości śmiertelnych przypadków malarii na kontynencie południowoamerykańskim. Żyje tutaj jednak znacznie ciekawszy owadzi przypadek. Mała muszka, której nazwy nie udało mi się sprawdzić błyskawicznie potrafi „zainfekować” żywiciela swoimi larwami. W przeciągu kilku sekund składa na skórze niczego nie spodziewającej się ofiary jaja, które równie szybko wykluwają się, a młode larwy wgryzają się w skórę drążąc chodniki w ciele ofiary.

Nie zamierzam jednak nikogo straszyć. Powyższe przypadki są dosyć sporadyczne i zwykle nie dotyczą podróżników. Flora i fauna Brazylii należy do najbardziej bioróżnorodnych na świecie i wartych zobaczenia. Kilkadziesiąt tysięcy gatunków roślin. 1622 gatunków ptaków, 524 ssaków, 468 gadów i ponad 3000 gatunków słodkowodnych ryb (jak uczy nas religia zwana wikipedią). Niezliczone ilości owadów (prawdopodobnie sporo powyżej stu tysięcy). Spotkać tutaj możemy leniwce, kolibry, tapiry, anakondy, tukany, trogony, koati, mrówkojady, kajmany, flamingi, kondory, pancerniki, pekari, ary, marmozety, kapibary i setki innych „ikon” południowoamerykańskiej fauny. Na tych polecam się skupić – uważając jednak na niebezpieczeństwa. Przyroda Brazylii jest niezwykła, a kilkudniowy „wypad” do dżungli może okazać się największą przygodą w życiu. Na zobaczenie jedynie kilku miejsc i wytropienie najciekawszych gatunków potrzeba wielu tygodni. Warto więc swój czas wykorzystać do maksimum.

Niestety, a być może na szczęście nie miałem okazji spotkać tych najniebezpieczniejszych, a delfin mi uciekł zanim zdążyłem wyciągnąć aparat. Nie wiem dlaczego piszę w tym momencie o delfinie – nie jest niebezpieczny ani jadowity jednak doskonale odwraca uwagę i wywołuje dobre samopoczucie.
Zdjęcia do ilustracji pozwoliłem sobie zapożyczyć od innych zaznaczając każdorazowo źródło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz