Jeśli ktoś szuka pięknych plaż, bliskości przyrody,
trekingów w lesie deszczowym – polecam Ilha do Mel. Na tej niewielkiej wyspie
nie ma utwardzonych dróg, setek turystów i całonocnych imprez jak na Ilha
Grande (choć spragnione rozrywki dziewczęta zawsze znajdą tutaj spragnionych
rozrywek mężczyzn). Za to półtorametrowe warany potrafią rankiem zapukać do
drzwi hostelu lub wejść nam do hamaka.
Waran |
Żeby dojechać do Ilha do Mel musimy zrobić przesiadkę w
Kurytybie. Miasto nie powala pięknem i
architekturą ale to ważny węzeł przesiadkowy w kierunku wybrzeża,
centrum państwa i droga w kierunku wodospadów Iguazu. Jest to największe miasto
stanu Parana i według wielu rankingów jedno z najlepszych miejsc do życia w
Brazylii. Mieszka tutaj też spora ilość Polaków, którzy jak mi powiedziano
nadal kultywują tradycje i potrawy sprzed kilkudziesięciu lat. Warto przejść
się po mieście choćby podczas oczekiwania na następny autobus i przyjrzeć się
miejscowym budynkom i ludziom. Z Kurytyby należy przesiąść się w autobus jadący
do Paranagua (lub Porte de Embarque na Iha do Mel). Warto jednak wybrać
Paranagua – ponieważ jest to najstarsze miasto Parany z pięknymi kolonialnymi
budynkami nad brzegiem zatoki i jest na tyle małe że spokojnie można zwiedzać
na własnych nogach. Do Paranagua można też dojechać koleją jeśli mamy czas i
pieniądze. Jest to jedna z najpiękniejszych tras kolejowych w tej części Świata
pokonująca około 30 mostów i 13 tuneli na odcinku niewiele ponad 100
kilometrów. Zarezerwować bilet trzeba jednak ze sporym wyprzedzeniem.
Z Paranagua czeka nas jeszcze dwugodzinna podróż łodzią po zatoce
Paranagua z wód której raz na jakiś czas wynurzają swe głowy ciekawskie
delfiny, a w oddali widać piękne pagórki i nieprzebyte lasy przez które
wytyczone są malownicze trasy dla żądnych przygód trampów.
Ilha do Mel to raj dla miłośników przyrody. Ilość
odwiedzających jest tutaj ściśle kontrolowana. Promy do Paranagua kursują
jedynie dwa razy na dzień a ilość Pousadas
jest również utrzymywana na niskim poziomie. Nie ma tutaj asfaltowych dróg i
samochodów. Wszędzie musimy dostać sie o własnych nogach – lub ewentualnie
taksówką wodną. Na wyspie są jedynie dwie wioski – New Brasilia i Encantadas.
Do obu można dopłynąć łodzią. Z jednej do drugiej można przejść też pieszo,
aczkolwiek czeka nas kilkugodzinny spacer. W północnej cześci wyspy ustanowiono
Park Narodowy – jednak i tutaj prowadzi kilka szlaków które z powodzeniem
możemy eksplorować. Jest tutaj też malownicza latarnia morska i historyczny
fort. W samym centrum wioski New Brasilia znajduje się port, kilka sklepów i
knajpek do których każdy jest usilnie namawiany. Podobno podczas świąt i
weekendów miejsce to zmienia się nie do poznania. Rzekomo zjawiają się tutaj
całe „pielgrzymki” lokalnych turystów i backpackersów i dzień się nie kończy.
Trudno mi sobie to wyobrazić. Chyba że tzw imprezy to posiadówki na plaży
ponieważ nie ma tutaj nawet odpowiednio dużego miejsca gdzie możnaby potańczyć.
Po kilku godzinach poznać można większość osób które
przemieszczają się ciemnymi, piaszczystymi drogami. Każdy tutaj nas powita i
chętnie porozmawia (o ile znamy portugalski). Jednak nawet jeśli nie znamy
języka mówionego – istnieje język ciała. Na ten przykład szeroko otwarte oczy i
podniesione brwi informują naszego rozmówcę, że nie mamy pojęcia o co mu
chodzi. Pewne machanie dłonią w kierunku naszego ciała oznacza – „chodź tutaj”
a kręcenie i kiwanie głową oznacza odpowiednio „nie” i „tak”. Wskazanie na piwo
w sklepie oznacza, że chcielibysmy ten produkt nabyć. Warto jeszcze wypracować
na szybko kwestie noclegu, targowania i na wszelki wypadek ubikacji. Nie
pozwala to na swobodną rozmowę o superstrunach czy filozofii Kanta jednak
spokojnie możemy poruszać się w dowolnie wybranym rejonie świata.
Na wyspie spędziłem dwie noce i to chyba wystarczająco na
zobaczenie większości ciekawych miejsc. Spokojnie można przespacerować się po
kilku plażach i szlaku w dżungli. Odwiedzić latarnię lub przepłynąć się
taksówką wodną. Jeśli ktoś chce się zrelaksować może zostać dwie kolejne noce,
ale mnie ciągnęło do Foz de Iguazu, więc kolejne dwa dni spędziłem w podróży do
„granicy trzech państw”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz