wtorek, 30 grudnia 2014

Ciudad del Este

Ciudad del Este to kilkusettysięczne miasto przy Paragwajskiej granicy z Brazylią. Jeżdżą tutaj autobusy komunikacji miejskiej z centrum Foz de Iguazu. Autobusy te nawet nie zatrzymują się na granicy ponieważ miejscowa ludność nie musi nawet zgłaszać się do odprawy jeśli przebywają w Paragwaju poniżej jednej doby. Wiedziałem, że będę potrzebował wszystkich pieczątek na wyjeździe z Paragwaju, ale trochę z własnej przekory, lub chęci zaoszczędzenia czasu postanowiłem nie zwrócić na to uwagi i pojechać dalej. Skierowałem się zatem bezpośrednio w kierunku dworca. Jak to się skończyło – przekonamy się przy wyjeździe z Paragwaju.

Paragwaj jest zdecydowanie inny od Brazylii. Zaraz po przekroczeniu granicy rzuca się w oczy brud i ogólny nieład. Taksówkarze namawiają na swoje usługi a sprzedawcy nawołują do sklepików. Ludzie wydają się być znacznie przyjaźniejsi . Jest też zdecydowanie taniej niż z Brazylii. Wszystko wydaje się takie łatwe – chcemy zamienić pieniądze – podchodzimy do pierwszego lepszego sklepiku i pytamy. Na pewno zostaniemy „przekazani” do odpowiedniej osoby w ciągu kilku sekund. Chcemy coś zjeść – możemy wybierać wśród dziesiątek knajpek lub budek z emapadami, mięsem, hamburgerami i szaszłykami. Miasto nie ma wiele do zaoferowania (najciekawszą „pozycją jest chyba most przyjaźni nad rzeką Parana), ale miło tak przespacerować się wieczorem po zupełnie pozbawionym turystów mieście i spróbować nowych potraw lub napić się piwa. Szczególnie do gustu przypadło mi lomito – mięso z warzywami i frytkami zawinięty w ciasto. Rodzaj tutejszego fast-fooda.

Nic mnie nie goniło więc postanowiłem zostać w Ciudad del Este na jedną noc i rozejrzeć się po mieście. Na dworcu spotkałem jeszcze przemiłego Szwajcara z którym podróżowaliśmy następnych kilka dni.
Jeśli chodzi o ciekawsze informacje na temat Ciudad del Este – wspomniane było w powieści Vince Flynna: „Extreme Measures” jako miejsce treningowe dla terrorystów przed atakiem na Stany Zjednoczone, jest również jednym z miejsc akcji filmu „Policjanci z Miami” z 2005 roku, NCIS oraz Wojskowego Biura Śledczego. Nie wiem dlaczego, ale zawsze coś to może powiedzieć o „typie” lokalizacji.

Brazylia - przydatne informacje


Polacy nie potrzebują wiz na pobyt do 90 dni na terytorium Brazylii. Poruszanie się – samoloty lub autobusy. Autobusy w porównaniu do innych krajów Ameryki Południowej droższe. Podobnie z biletami lotniczymi. Większość osób nie zna angielskiego. W dużych miastach spore zagrożenie przestępczością. Wtyczki europejskie pasują do standardu brazylijskiego. W wielu miejscach (dworce autobusowe, restauracje, hotele) można płacić kartą. Szczególnie w dużych miastach.

Przykładowe ceny:               
1 USD = 2,55 BRL (brazylijski real)
Przelot w jedną stronę z Europy = IBERIA od niewiele ponad 200 Euro w promocji bilet powrotny, np z Madrytu do Sau Paulo (powrót np z Buenos Aires – Argentyna). Condor – ponad 300 Euro w jedną stronę do wielu miast Brazyli (Salvador, Sao Paulo, Recife) np z Wrocławia.
Autobusy w Rio: 1, 2 lub 3 reale. Autobus z lotniska 13 reali.
Wjazd na Pao de Azucar: 62 reale.
Nocleg w dormitorium: 35 – 50 reali.
Pokój pojedynczy ok 100 reali.
Posiłek w restauracji – 15 – 25 reali.
Kanapka ok. 7 – 15 reali.
Piwo 2 – 4 reali.
Autobus Rio de Janeiro – Kurytyba – 165 reali (około 10 – 15 reali za godzinę jazdy).
Łódź Paranagua – Ilha do Mel – 17 reali.
Autobus Rio de Janeiro – Foz de Iguazu 220 – 280 reali (w zależności od pory dnia).
Autobus Kurytyba – Foz de Iguazu 145 reali.
Wstęp Wodospady Iguazu – 50 reali.
Taksówki – 20 – 30 reali w większych miastach za ok 30 – 45 min jazdy.

Wodospad Iguazu

Brazylijską bramą do słynnych wodospadów jest miasteczko Foz de Iguazu. Jest to drogie miejsce i nieprzyjazne. Dla turystów znajdą się tutaj hotele w każdej kategorii cenowej. Jest tutaj nawet Sheraton na samej krawędzi rzeki Iguazu z widokiem na sam wodospad.

Wodospady Iguazu chciało by mieć każde państwo Ameryki Południowej. Udało się je jednak podzielić pomiędzy trzy kraje – Brazylię, Argentynę i Paragwaj. Brazylia ma najpiękniejsze widoki, Argentyna najwięcej wodospadów a Paragwaj... no cóż – ktoś musiał dostać coś na „odwal się”. Pozostał im kawałek rzeki i most.

Koati
Z dworca Foz de Iguazu należy dostać się do centrum miasta (autobus oznaczony CENTRO), a stamtąd kolejnym autobusem do Parku Narodowego Iguazu. Taksówki są drogie – więc warto poczekać na świetnie oznaczoną komunikację miejską i poświęcić pół godzinki więcej. My dojechaliśmy do Foz de Iguazu bardzo wcześnie – około piątej rano. Jednak podobało mi się to gdyż byłem pewien że nad samymi wodospadami będę w miarę wcześnie i czekają mnie absolutnie wspaniałe warunki do zdjęć. Niestety okazało się że park otwierany jest dopiero o 9:00 rano, i nikt nie może wejść wcześniej. Warunki nad samym wodospadem mimo wszystko zaskoczyły pięknem. Na samym parkingu powitała nas rodzina koati a już z daleka słychać było grzmot spadającej wody.

Nie ma wielu takich miejsc na Świecie jak to. Jeszcze mniej wodospadów. Piękna pogoda, Słońce, woda i przyroda dopełniały się wspaniale czyniąc widoki niezwykle malowniczymi. Nie można przestać fotografować bo wodospad zmienia się z minuty na minutę i za każdym razem jest piękniejszy. Dla mnie właśnie Iguazu i Macchu Pichu to absolutnie największe perły Ameryki Południowej, i niech każdy mówi co chce – że turystyczne, że przereklamowane, że za drogie. Nie ma się co dziwić – wszyscy chcą tu być przynajmniej raz w życiu. Tak więc każdy powinien przekonać się na własne oczy i ocenić.


Nie ulega wątpliwości że jest to jeden z największych wodospadów Świata. Ale jak to jest w rzeczywistości? Który wodospad jest największy? Na początek trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie – jakie wodospady nas interesują? Każdy jest przecież inny. Są wodospady zanurzone. W których nie widać rzeczywistej ilości wody spadającej, a jedynie bystrze. Te są tak naprawdę największe. Są wodospady, gdzie woda jedynie spływa po stoku nie spadając tak naprawdę. Ale powiedzmy sobie prawdę – te nie są tak efektowne.

Wodospady Iguazu
Jeśli chodzi o gigantyczne wodospady, w których woda rzeczywiście spada poddając się jedynie sile grawitacji – możemy je policzyć na palcach jednej ręki. Jest Niagara, są Wodospady Wiktorii i oczywiście Iguazu.



Są wodospady znacznie wyższe. Ale zaliczyłbym je do odrobinę innej kategorii – ponieważ ilości wody przez nie przepływające są dużo, dużo mniejsze. Za to w kwestii wysokości nic im nie dorówna. Te wodospady to Salto Angel w Wenezueli ze swoimi 979 metrami. Jednak tak naprawdę pojedynczy spadek wody to „jedynie” 807 metrów. Drugim pod względem wysokości to Tugela Falls (948 metrów wysokości) jednak ten „odbija się” od skał kilka razy. Nie jest to więc w całości swobodny spadek wody. Kolejnym jest Three Sisters Falls z Peru (914 metrów). Wody tego z kolei w ogóle nie opadają swobodnie a jedynie spływają po bardzo stromych zboczach. Następny to Yumbila Falls również z Peru, i również jego 896 metry podzielone są na kilka „etapów”. Inne są znacznie mniej znane: Vinnofossen, Balaifossen, Pu’uka’oku Falls, James Bruce, Browne’s, Kaieteur i wiele, wiele innych. Te powinno się traktować zupełnie indywidualnie i być może wytyczyć inne kategorie. Jednak w zdecydowanej większości „rankingów” Salto Angel wygrywa.
Teraz wróćmy do naszych wodospadów gigantów. Niagara jest największa jeśli weźmiemy pod uwagę ilość wody (średnio 2407 metrów sześciennych na sekundę). Jednak nie jest tak rozległa jak Iguazu. Sama Gardziel Diabła (Gargantua del Diablo) ma 82 metry wysokości podczas gdy sama Niagara ma jedynie 51. Wodospady Wiktorii za to są zdecydowanie najwyższe ze swoimi 108 metrami. Dla porównania ilości wody przepływające w wodospadach Iguazu to 1746 m3/sek a w wodospadach Wiktorii jedynie 1088 m3/sek. Wodospady te również znacznie różnią się szerokościami: Niagara – 1203 m, Iguazu 2700 i Wodospady Wiktorii 1708. Są to jednak zupełnie inne wodospady i ciężko określić wrażenie jakie robią na obserwatorze. Do wielkości standardowo opisujących wodospady jak przepływ wody, wysokość i szerokość dodałbym też powierzchnię „kurtyny” spadającej wody. Jednak Niagara jest wodospadem z dwiema kurtynami podczas gdy Wodospady Wiktorii i Iguazu mają ich co najmniej kilkanaście. Dodatkowo – przepływ wody znacznie zmienia się w cyklu rocznym, zatem trzeba by obserwować wszystkie te wodospady przez dłuższy czas, żeby tak naprawdę wyrobić sobie zdanie.
Na koniec pozostał być może największy z wszystkich o których mało się pisze Salto Para na rzece Caura w Wenezueli. Ten gigant bije wszystkich swoich poprzedników pod względem szerokości (5608 m) i przepływu wody (3540 m3/sek). Jest także bardzo wysoki. Pojedynczy spadek to 64 metry. Jednak jak już wspominałem przy wcześniejszych, najwyższych wodospadach – wody tego nie opadają swobodnie jak w poprzednich trzech.


 

Wodospady Iguazu


Istnieje jeszcze jedna kategoria wodospadów. Są to wodospady typu bystrza. Nie wlicza się ich do wcześniejszych kategorii bo chyba nikomu za bardzo nie pasowały. Największym z nich jest część wodospadów Livingstonea – Inga Falls o przepływie 42476 m3/sek. Drugi to „niepozorny” na powierzchni wodospad Boyoma z Demokratycznej Republiki Kongo (szerokość 1372 m, najwyższy spadek wody 5 m, średni przepływ: 16990 m3/sek) a trzeci to troszkę wyższy Khone Phapheng Falls z Laosu (szerokość 10783 m, najwyższy spadek wody 21 m, średni przepływ: 11610 m3/sek). Istnieje też (lub raczej istniał) niestety zanurzony przez wody Itaipu wodospad Guaira Falls z przepływem 13300 m3/sek.

Jednak żaden z istniejących dziś wodospadów nie może równać się do istniejących około 20 tysiącom lat temu Wodospadom Suchym (Dry Falls) na rzecze Columbia. Wodospady te zbierały wodę z topniejących wówczas lodowców i ustanowiły absolutny rekord w każdej kategorii. Przepływ wody 1906000 m3/sek, najwyższy pojedynczy spadek – 350 metrów, szerokość 4828. Znów Stany Zjednoczone wysunęły się na prowadzenie pod względem wielkości.

Większość informacji "statystycznych" na podstawie wikipedia.org (znacznie zgeneralizowana) i własnych obserwacji ;).

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ilha do Mel


Jeśli ktoś szuka pięknych plaż, bliskości przyrody, trekingów w lesie deszczowym – polecam Ilha do Mel. Na tej niewielkiej wyspie nie ma utwardzonych dróg, setek turystów i całonocnych imprez jak na Ilha Grande (choć spragnione rozrywki dziewczęta zawsze znajdą tutaj spragnionych rozrywek mężczyzn). Za to półtorametrowe warany potrafią rankiem zapukać do drzwi hostelu lub wejść nam do hamaka.

Waran
Jedna z wielu Pousadas i restauracja na Ilha do Mel
Żeby dojechać do Ilha do Mel musimy zrobić przesiadkę w Kurytybie. Miasto nie powala pięknem i  architekturą ale to ważny węzeł przesiadkowy w kierunku wybrzeża, centrum państwa i droga w kierunku wodospadów Iguazu. Jest to największe miasto stanu Parana i według wielu rankingów jedno z najlepszych miejsc do życia w Brazylii. Mieszka tutaj też spora ilość Polaków, którzy jak mi powiedziano nadal kultywują tradycje i potrawy sprzed kilkudziesięciu lat. Warto przejść się po mieście choćby podczas oczekiwania na następny autobus i przyjrzeć się miejscowym budynkom i ludziom. Z Kurytyby należy przesiąść się w autobus jadący do Paranagua (lub Porte de Embarque na Iha do Mel). Warto jednak wybrać Paranagua – ponieważ jest to najstarsze miasto Parany z pięknymi kolonialnymi budynkami nad brzegiem zatoki i jest na tyle małe że spokojnie można zwiedzać na własnych nogach. Do Paranagua można też dojechać koleją jeśli mamy czas i pieniądze. Jest to jedna z najpiękniejszych tras kolejowych w tej części Świata pokonująca około 30 mostów i 13 tuneli na odcinku niewiele ponad 100 kilometrów. Zarezerwować bilet trzeba jednak ze sporym wyprzedzeniem.
Nabrzeże portowe w New Brasilia, Ilha do Mel
Z Paranagua czeka nas jeszcze dwugodzinna podróż łodzią po zatoce Paranagua z wód której raz na jakiś czas wynurzają swe głowy ciekawskie delfiny, a w oddali widać piękne pagórki i nieprzebyte lasy przez które wytyczone są malownicze trasy dla żądnych przygód trampów.

Ilha do Mel to raj dla miłośników przyrody. Ilość odwiedzających jest tutaj ściśle kontrolowana. Promy do Paranagua kursują jedynie dwa razy na dzień a ilość Pousadas jest również utrzymywana na niskim poziomie. Nie ma tutaj asfaltowych dróg i samochodów. Wszędzie musimy dostać sie o własnych nogach – lub ewentualnie taksówką wodną. Na wyspie są jedynie dwie wioski – New Brasilia i Encantadas. Do obu można dopłynąć łodzią. Z jednej do drugiej można przejść też pieszo, aczkolwiek czeka nas kilkugodzinny spacer. W północnej cześci wyspy ustanowiono Park Narodowy – jednak i tutaj prowadzi kilka szlaków które z powodzeniem możemy eksplorować. Jest tutaj też malownicza latarnia morska i historyczny fort. W samym centrum wioski New Brasilia znajduje się port, kilka sklepów i knajpek do których każdy jest usilnie namawiany. Podobno podczas świąt i weekendów miejsce to zmienia się nie do poznania. Rzekomo zjawiają się tutaj całe „pielgrzymki” lokalnych turystów i backpackersów i dzień się nie kończy. Trudno mi sobie to wyobrazić. Chyba że tzw imprezy to posiadówki na plaży ponieważ nie ma tutaj nawet odpowiednio dużego miejsca gdzie możnaby potańczyć.



Po kilku godzinach poznać można większość osób które przemieszczają się ciemnymi, piaszczystymi drogami. Każdy tutaj nas powita i chętnie porozmawia (o ile znamy portugalski). Jednak nawet jeśli nie znamy języka mówionego – istnieje język ciała. Na ten przykład szeroko otwarte oczy i podniesione brwi informują naszego rozmówcę, że nie mamy pojęcia o co mu chodzi. Pewne machanie dłonią w kierunku naszego ciała oznacza – „chodź tutaj” a kręcenie i kiwanie głową oznacza odpowiednio „nie” i „tak”. Wskazanie na piwo w sklepie oznacza, że chcielibysmy ten produkt nabyć. Warto jeszcze wypracować na szybko kwestie noclegu, targowania i na wszelki wypadek ubikacji. Nie pozwala to na swobodną rozmowę o superstrunach czy filozofii Kanta jednak spokojnie możemy poruszać się w dowolnie wybranym rejonie świata.



Na wyspie spędziłem dwie noce i to chyba wystarczająco na zobaczenie większości ciekawych miejsc. Spokojnie można przespacerować się po kilku plażach i szlaku w dżungli. Odwiedzić latarnię lub przepłynąć się taksówką wodną. Jeśli ktoś chce się zrelaksować może zostać dwie kolejne noce, ale mnie ciągnęło do Foz de Iguazu, więc kolejne dwa dni spędziłem w podróży do „granicy trzech państw”.