Meksyk wydał się bardziej
przyjazny. I rzeczywiście jak tylko przekroczyłem w kilku etapach granicę –
trafiłem na grupkę stojących robotników. Czekali na transport. Taksówkę – na
którą mieliśmy się złożyć wspólnie. Jednym z pasażerów był jednak celnik pracujący
na granicy, którą właśnie przekraczałem. Dobrze ubrany, opalony i z dobrze
przystrzyżoną fryzurą. Człowiek sukcesu jak można było się domyślać - nie
chciał słyszeć o pieniądzach od nas i wspaniałomyślnie zapłacił za wszystkich.
Chetumal to pierwszy przystanek w
Meksyku – jednak nie spędziłem go na opalaniu sie na plaży a jedynie na krótkim
spacerze po mieście i nocą pojechałem w dalszą drogę. Leży nad Atlantykiem, na
wschodnim wybrzeżu Meksyku. Nie jest głównym celem turystycznym ponieważ
wszyscy, którzy chcą skosztować Karaibów – kierują sie do Cancun. Chetumal
pochwalić się może jedynie kilkukrotnym przeżyciem najmocniejszych (5 w skali
Saffira-Simpsona) huraganów. Nadal stoi. Wciąłem tutaj kilka tacos i dzieląc
trasę do Mexico City na pół zakupiłem nocny bilet do Minatitlan.
Autobusy dalekobieżne w Meksyku
są stosunkowo drogie, ale bardzo wygodne i punktualne. Dworce na bardziej niż
europejski poziomie i bardzo profesjonalna obsługa. Zaczekałem więc do 22 i
poszedłem spać w trasie.
Obudziłem się nad ranem w
Minatitlan. Miasto leży na przesmyku Tehuantepec, nad rzeką Coatzacoalcos.
Znajduje się tutaj największa jak się okazało rafineria ropy naftowej w Ameryce
Łacińskiej z której mieszkańcy są bardzo, bardzo dumni. Jeden nawet na siłę
chciał mnie tam zawieźć zarzekając się, że to absolutny hit turystyczny. Być
może dla piromanów – tak. Ale ja tym razem nie zamierzałem niczego podpalać. W
Minatitlan urodził się również ciekawy artysta – malarz – Francisco Toledo.
Jest autorem sporej ilości niezwykłych dzieł o widocznych wpływach mitologii i
historii Meksyku. Jeśli ktoś nie widział – zachęcam do obejrzenia przynajmniej
kilku.
W Minatitlan zostałem odpocząć.
Jedna noc w okropnym hotelu ale jedynym w zasięgu wzroku na jaki było mnie
stać. Na plus można mu zaliczyć, że znajdował się w najbliższej okolicy dworca
i targu - a, że akurat były Walentynki było pięknie, wesoło i różowo. Chłopcy
trzymali za rączki swoje kobiety a kobiety odwdzięczały się pocałunkami za
kupione im baloniki z serduszkami. Obraz miłości i sielskości dominował na
ulicach nieznanego europejskim turystom miasta. Szybko wróciłem w okolice
hotelu – gdzie na podwórzu odbywały się bardziej godne mężczyzn rozrywki –
sparingi bokserskie.
Młodzi byli szybcy i wytrzymali.
Trener Cesar zapewniał, że niedługo jeszcze o nich usłyszę i zobaczę w
telewizji. Jeden z nich podobno już był mistrzem kraju juniorów. A w
najbliższym czasie ma uróść, nabrać masy i wtedy zostanie znaną na całym
świecie maszyną do boksowania. Rzeczywiście. Podczas treningu wydawał się nie
do zatrzymania – choć był o połowę mniejszy ode mnie. Poruszał się szybko
niczym błyskawica i celnie uderzał. Po skończonych ćwiczeniach trener zaprosił
mnie do siebie i przedstawił reszcie rodziny. Nie zapomniał oczywiście
wyciągnąć na dach budynku i pokazać z daleka rafinerii z której wszyscy tutaj
są niesamowicie dumni.